czwartek, 9 października 2014

Bomby na szpital

Jako mieszkające w Gdyni dziecko, „zaliczyłem” w czasie wojny kilkadziesiąt nalotów. I tak – we wrześniu 1939 roku, naloty niemieckie, w czerwcu 1941 roku, naloty radzieckie, później w latach 1943 – 44 naloty angielskie i amerykańskie, a od lutego 1945 roku ponownie naloty radzieckie. Niektóre z nich były niegroźne, gdy samoloty dążące do wyznaczonych celów przelatywały tylko nad naszym osiedlem, inne natomiast zagrażały bezpośrednio naszemu życiu. Najwięcej tych groźnych nalotów zaliczyłem w marcu 1945 roku, gdy w czasie działań frontowych przyszło nam cywilom przeżyć nawały ogniowe – zmasowane ataki artyleryjskie połączone z lotniczym bombardowaniem i ostrzałem z broni pokładowej radzieckiego lotnictwa.

Pierwszy groźny nalot, który zapamiętałem na całe życie, miał miejsce 9 października 1943 roku. Dokonała go VIII Flota Powietrzna USA, w samo południe jesiennego dnia, brawurowo atakując port i miasto. Wzmianki i relacje o tym nalocie były jak dotąd wielokrotnie opisywane, a przed laty, z inicjatywy Towarzystwa Miłośników Gdyni, wyemitowano nawet film amerykański z tego nalotu. Moje subiektywne wspomnienia z tego tragicznego wydarzenia opisałem już w nr 10 „Wiadomości Gdyńskich” z 1998 roku. Tam jest mój tekst pt. „Wspomnienia naocznego świadka nalotu na Gdynię (9.X.43r.)”.

W tekstach innych autorów, o których mowa będzie poniżej, podawane są liczne szczegóły wydarzenia. Podaje się ilości bomb jakie zrzucono na miasto i port, podaje się nazwy zatopionych w porcie statków, eksponuje się tragedię statku szpitalnego „Stuttgart”, a nawet wymienia się niektóre domy, które uległy zniszczeniu. Tylko niektórzy autorzy wspominają o zbombardowaniu przyszpitalnego schronu. Do wyjątków należy ksiądz Klemens Przewoski – proboszcz z Oksywia, który w swoich wspomnieniach opublikowanych w „Roczniku Gdyńskim” nr 10, podaje nieco informacji z tego zakresu. Całkowicie przemilcza ten fakt Aleksy Kaźmierczak w swoim tekście pt. „Samoloty nad Gotenhafen” („Rocznik Gdyński” nr 10 strona 120).

Nie znajdziemy też żadnych informacji o zbombardowanym szpitalnym schronie w licznych tekstach Kazimierza Małkowskiego, ani też w ciekawych artykułach poświęconych historii szpitala przy Placu Kaszubskim Eugeniusza Biadały („Rocznik Gdyński” nr 10 strona 184). U tego ostatniego, na stronie 193 przywoływanego „Rocznika Gdyńskiego”, znaleźć można informację o bezpośrednim zbombardowaniu tzw. starego szpitala w nocy 18 grudnia 1944 roku. Wspomina się tam, o uszkodzonym dachu szpitala, ale nic nie mówi się o ofiarach w ludziach...

W ogóle poza księdzem Przewoskim, nic się nie mówi o zabitych i rannych w tych dwóch nalotach, w którym ucierpieli chorzy i ranni znajdujący się w szpitalu. Temat ten jest wstydliwie przemilczany, chociaż starzy gdynianie pamiętają oba te naloty, a następnie przez wiele lat zagrodzone płotem fundamenty szpitalnego skrzydła, a po przeciwnej stronie ul. Wójta Radtkiego, fragmenty schronu, a raczej szczątki jakiś żelbetonowych resztek...


Żaden z autorów nie wspomina też o reakcji gdynian na tamte tragiczne bombardowanie. Polscy mieszkańcy miasta byli wyraźnie zażenowani zaistniałą tragedią. Uczestniczyłem w pogrzebie polskiej rodziny, która zginęła w wyniku październikowego bombardowania przy ul. Chylońskiej róg Kartuskiej. Pogrzeb był rodzajem manifestacji, milczącej i gorzkiej, w której uczestniczyły dziesiątki mieszkańców Cisowej i Chyloni. Tylko Niemcy odczuwali rodzaj schadenfreude, że Polacy giną od alianckich bomb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz